Dla grupy zgierskich atletów trenowanych przez Rafała Majchrzaka od pewnego czasu zaczynało w Polsce być „zbyt ciasno”. Nadszedł czas zapaśniczej inicjacji na arenie międzynarodowej. Nawiązany kontakt oraz owocna współpraca przez blisko rok przy różnorakich projektach z trenerem RV Thalheim, wskazał czas i miejsce. Wybór padł na 12 Memoriał pamięci Wolfgang'a Bohne w Thalheim 11.04.2015r.
Skład reprezentantów wyklarował się dość szybko. Jednak w ostatniej chwili z przyczyn zdrowotnych „wypadł” jeden z zawodników i tak na podbój „saksońskich mat” wyruszyło 3 atletów i jedna atletka. Dla chłopców był to pierwszy start poza granicami Polski. Nastroje były bojowe i nie przeszkodziły w spokojnym pokonaniu podróży między Zgierzem a Thalheim. Samo Thalheim okazało się przeuroczym zakątkiem Przedgórza Rudaw leżącym w powiecie Erzgebirgskreis.
Powiat Erzgebirgskreis oraz w całości Saksonia są regionem zapaśniczym. Thalheim występuje w 2.Bundeslidze, jednak opiera swój skład na wychowankach. Przechodząc się po ulicach (stromych jak marzenia kolarza) w wielu miejscach napotykaliśmy się na znaki, że miasto stawia na zapasy, pomimo posiadania kopaczy piłki w 4.Bundeslidze.
Zakwaterowani zostaliśmy w pokojach gościnnych tutejszej hali widowiskowo- sportowej, gdzie już nazajutrz rozgrywały się zmagania zapaśniczych gladiatorów.
Ale zanim do tego doszło to na zgierskich atletów czekał „trening integracyjny”. Cóż to za diabeł? Ano trening zapaśniczy tylko w języku niemieckim. Polscy zawodnicy sportów walki mają kompleksy względem swoich kolegów i koleżanek z zagranicy. Owe treningi, spotkania i ewentualne rozmowy, służą przełamywaniu barier, dopingują do nauki języków oraz unaoczniają, że ich koledzy z innych krajów, oglądają te same bajki, słuchają tej samej muzyki, pasjonują się tym samym Messim (ew. Ronaldo) i na śniadanie jedzą te same płatki co oni. Więc koniec końców są tacy sami i w czasie walki różnie może być...a to jak będzie w większości leży w ich głowach oraz tym co sami wypracowali na treningach.
Po treningu zważono pierwszą partię zawodników. Zawodnicy ZTA bez trudu osiągnęli zakładane limity wagowe. I z czystym sumieniem mogli oddać się błogiemu obżarstwu w rozsądnych granicach.
Noc minęła spokojnie i o poranku przedstartowe napięcie w czasie śniadania dało znać o sobie. Apetyty pomimo „szwedzkiego stołu”, gdzieś uleciały.
Po rozgrzewce i uroczystym otwarciu zawodów nadszedł czas prawdy. Zapaśniczej prawdy. Kto dobrze trenował a kto tylko markował treningi. Kto jest zapaśnikiem, a kto kandydatem...
Pierwszy ze zgierskich zawodników na matę wyszedł Patryk Florczak. W pierwszej walce miał spore problemy z tremą. Większe niż z zawodnikiem z zapaśniczej szkoły sportowej w Lukenwalder. Jednak w miarę upływu czasu opanował i tremę i rywala... rywala zdominował.
Walkę wygrał 12:4. Co w stosunku do późniejszych jego dokonań należy uznać za stosunkowo niskie zwycięstwo. W kolejnej walce również z zawodnikiem z Luckenwalder od pierwszych sekund rzucił się niczym wygłodniały wilk na szynkę. Walkę wygrał przez przewagę techniczną. I tak wyglądały kolejne jego pojedynki z finałem włącznie. Rywale stawiali zacięty opór jednak Patryk miał pomysł, miał umiejętności, wolę i siłę aby wszystkie te elementy spiąć w całość. Kolejne egzekucje rywali z zegarmistrzowską precyzją zajmowały Patrykowi około 2 minut. Ta precyzja wystarczyła, aby Patryk wygrał 6 kolejnych walk i wygrał swoją kategorię wagową!