Henryka Zylbersztajn była córką bogobojnych Żydów, właścicieli owocarni przy ul. Piłsudskiego w Zgierzu. Piękna siedemnastolatka nie sprawiała rodzicom kłopotów, aż do czasu gdy poznała Jerzego Rybickiego, operatora filmowego o wyglądzie amanta, pracownika kina "Venus".
Interwencja gminy
Fakt zakochania w przystojnym filmowcu, co więcej zakochania wzajemnego, nie burzyłby zapewne świętego spokoju państwa Zylbersztajn, gdyby nie drobiazg: Rybicki był katolikiem, a panna Henryka tak mocno zaangażowała się uczuciowo, że zapowiedziała rodzicom porzucenie judaizmu. W gminie żydowskiej, gdzie Zylbersztajnowie mocno się udzielali i mieli duże poważanie, zawrzało. Zaczęto chwytać się rożnych sposobów, by skłonić Henrykę do trwania w judaizmie. Gmina interweniowała nawet u księdza. Na próżno.
Rodzice Henryki postanowili więc zakończyć kłopotliwy romans. Zaprosili Rybickiego na rozmowę.
- Proponowali, że kupią mi kino, jeśli powiem Henryce, że jej nie kocham i zakończę związek - opowiadał reporterom filmowiec. Zylbersztajnowie próbowali też namówić go na wyjazd za granicę. Wtedy romans nie tylko nie zakończył się, ale wręcz rozwinął: Zylbersztajnówna wyprowadziła się z domu i zamieszkała z rodziną narzeczonego przy ul. Wschodniej.
Taksówka nr 173
I właśnie przed tym domem 4 maja 1938 r., tuż po godzinie 7 wieczorem, zatrzymała się taksówka. Wysiadło z niej dwóch mężczyzn, "potężnych drabów" - jak opisywała później matka Rybickiego. Zapukali w okno i poprosili, żeby wpuściła ich na podwórko, bo przywieźli synowi radio do naprawy (Jerzy Rybicki nie tylko umiał obsługiwać aparaty i sprzęt filmowy, ale także naprawiać podobne urządzenia). Kobieta otworzyła furtkę. Wtedy na podwórko wyjrzała zaintrygowana wizytą młoda Zylbersztajnówna. "Bierz ją" - krzyknął jeden z mężczyzn, a drugi podbiegł do Henryki, chwycił ją na ręce i pobiegł z nią w kierunku auta. Dziewczyna zaczęła się szarpać, w końcu uderzyła napastnika, wyrwała się i próbowała uciec przez podwórko, ale nie potrafiła pokonać wysokiego płotu. W tym czasie matka Rybickiego szamotała się z drugim napastnikiem. Nie pomogły lament i krzyki. Henryka została uprowadzona.
Rybicka zeznała policji, że w czarnej taksówce obok kierowcy siedział ojciec dziewczyny. Ustalano numer boczny auta: 173.
Ojciec zamieszany
Rzeczywiście, matka Rybickiego nie myliła się. Śledztwo policyjne również potwierdzało, że w porwaniu brał udział ojciec Henryki Zylbersztajn. Ani tego dnia, ani następnego nie wrócił do domu, a jego żona - choć aresztowana - powtarzała, że nie wie, gdzie jest jej mąż. Policja zaczęła podejrzewać, że Henryka została ukryta gdzieś u krewnych.
Jerzy Rybicki rozpoczął poszukiwania ukochanej na własną rękę. Ale kiedy wszystkie gazety i każdy mieszkaniec Zgierza za punkt honoru stawiali sobie ustalenie miejsca pobytu porwanej, niespodziewanie 8 maja wieczorem do domu wrócił jej ojciec. Policja natychmiast aresztowała Zylbersztajna.
"Nie ma wątpliwości, że jako ojciec niepełnoletniej dziewczyny miał prawo wywierać na nią presję, ale czy porywając ją nie przekroczył rodzicielskich praw?" - zastanawiały się gazety. Nie było zaś wątpliwości, że przed sądem za porwanie odpowiedzieć powinni jego wspólnicy.
Tyle tylko że Zylbersztajn nie zdradził, kto pomógł mu w uprowadzeniu córki. - Poznałem ich na rynku i zapłaciłem po 10 zł. Nie znam nazwisk, nie wiem, gdzie mieszkają - zeznawał.
Oświadczył też, że wie, gdzie jest córka, i że w ciągu dwóch godzin sama przyjedzie do domu. Ale nie przyjechała. Choć przed zgierskim magistratem, na przystankach tramwajowych i na rogatkach miasta czekali ciekawscy, Henryka Zylbersztajn nadal pozostawała w ukryciu.
Wreszcie osadzony w areszcie ojciec złamał się. Przyznał, że ukrył córkę w mieszkaniu jej ciotki, w Łodzi przy ul. Zgierskiej 34. Około godz. 1 w nocy 9 maja policjanci przywieźli Henrykę na komisariat. Po czułym powitaniu z Jerzym Rybickim razem pojechali do domu.
Happy end
Kilka dni później kibicujące zakochanym gazety triumfowały. "Rodzice Zylbersztajnówny zgodzili się na ślub" - donosiło "Łódzkie Echo Wieczorne". Ojca zaś wypuszczono z aresztu nie stawiając mu żadnych zarzutów.
22 maja 1938 r. w zgierskim kościele parafialnym ksiądz Władysław Walczak udzielił ślubu Henryce Zylbersztajn i Jerzemu Rybickiemu (wcześniej dziewczyna została ochrzczona). Wiwatujący przed kościołem tłum całkowicie zablokował ulice.
Aneta Markowska
"Gazeta Wyborcza" z dn. 23.01.2004 r.