Ignacy Hordliczka miał już w Zgierzu ulicę swego imienia. Przed wojną, po jego śmierci, dzisiejszy odcinek ul. Konstantynowskiej (wtedy Szlachtuzowej) od dzisiejszego Ronda Sybiraków do dzisiejszej ul. H. Barona nazwano jego imieniem. Po wojnie komuniści mieli w nosie zasługi człowieka, dzięki któremu mogli pracować (na ogół nie pracowali tylko jako lewicowcy uprawiali lewiznę). Dopiero 13 grudnia 1990 r. Rada Miasta zmieniła nazwę ulicy noszącej imię Wandy Wasilewskiej (zdrajczyni Polski) na ulicę Ignacego Hordliczki.
Są pewne problemy z pisownią jego nazwiska jedni podają HORDLICZKO, częściej HORDLICZKA, i takiej formy będę używał.
Nie znamy dokładnej daty jego urodzin. Był to rok 1866 lub 1877. Pochodził ze znanej rodziny przedsiębiorców czeskich. Jego przodkowie założyli huty szkła w Barczący i w Trąbkach. Ignacy studiował na Uniwersytecie Wiedeńskim (prawo i być może ekonomię). W końcu XIX w. (rok 1894) wraz z Janem Śniechowskim założyli w Zgierzu spółkę jawną "Śniechowski i Hordliczka, Fabryka Barwników, Zgierz". Śniechowski to technologia, Hordliczka administracja, handel... i pieniądze.
W roku 1910 na nowym już terenie zarejestrowano "Towarzystwo Komandytowe Hordliczka, Słaboszewicz i Spółka ("Sulfo") produkujące jako jedyne w Królestwie dymiący kwas siarkowy.
Hordliczka, żywo zainteresowany rozwojem firmy nie zapominał o robotnikach, zwłaszcza najmłodszych. Założył przyzakładową szkołę dokształcającą, a w budynku portierni specjalny "pokój osobisty", gdzie mogli się przebierać i wypoczywać w przerwie lub po zakończeniu pracy.
W 1914 roku, gdy Niemcy zajęli Zgierz, jednym z pierwszych ich zadań było zniszczenie fabryki chemicznej, która już wtedy była konkurencją dla niemieckich koncernów. Przez "pomyłkę" spalili fabrykę Maksa, a p. Hordliczce udało się wykraść dokumentację techniczną.
Po wojnie nastąpiły dalsze przekształcenia firmy, ale zawsze pierwszoplanową rolę odgrywał Ignacy Hordliczka. Do 1925 r. był dyrektorem naczelnym fabryki. To pod jego zarządem kształtował się program nowoczesnego zakładu przemysłowego służącego krajowi. I. Hordliczka zmarł 26 października 1929 r. w Warszawie.
Oprócz działalności "przemysłowej" żywo interesował się sprawami miasta. Był współzałożycielem pierwszych zgierskich instytucji finansowych, Szkoły Handlowej. Rodzina ofiarowała 100 tomów książek dla młodzieży bibliotece Towarzystwa Szerzenia Oświaty im. B. Prusa.
Działał w zgierskiej Ochotniczej Straży Pożarnej, wspomagał inicjatywy charytatywne. Działał także w radzie miejskiej i Komitecie Obywatelskim (1914 r.)
Na tablicy upamiętniającej zgierzan poległych w walkach o niepodległość figuruje jego syn Tadeusz, poległy w 1919 r.
Rodzice ufundowali witraż z postacią apostoła Tadeusza w kościele pw. św. Katarzyny (w prawej nawie).
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 27 (06.-19.07.2010 r.)
Ulica Jerzego Wieczorka "Bohdana". Pewnego rodzaju paradoks. Dawna ulica Gwardii Ludowej, organizacji, której głównym zadaniem było zwalczanie organizacji, w której działał pan Jerzy.
Ale po kolei. Pochodził z jednej z najstarszych i najbardziej zasłużonych rodzin zgierskich. Tylko w XVIII wieku było czterech lub pięciu burmistrzów o tym nazwisku. Jeszcze w początkach XIX wieku byli to głównie garncarze i zduni. Być może te umiejętności zrobienia pięknego garnka przechowały się w genach i odezwały się w osobowości pana Jerzego. Urodził się w Zgierzu 1 stycznia 1922 r. Kształcił się w zgierskich szkołach i tu pod kierunkiem prof. Zygmunta Brudzińskiego znalazł swe artystyczne przeznaczenie.
Oprócz nauki działał w harcerstwie. Był współorganizatorem wielu inicjatyw działalności podziemnej Szarych Szeregów, a później Armii Krajowej. Dokumentował między innymi egzekucję 100. Polaków.
Po wojnie dokształcał się zawodowo (studia plastyczne). Oprócz pracy związanej z wykształceniem w instytucjach artystycznych, działał społecznie, zwłaszcza po 1956r. w różnych zgierskich i krajowych organizacjach. Był współorganizatorem Towarzystwa Przyjaciół Zgierza oraz Muzeum Miasta Zgierza.
Największe chyba znaczenie miała Jego dokumentacja artystyczna Zgierza i okolic. Rysował i malował odchodzący Zgierz. Malował wszystko. O swych pracach tak mówił: "Nie nauczyłem się nazywać swoich prac. Sądzę, iż określają się one same" ...Stąd ogólne nazwy: PŁOTY, OGRODZENIA, CHATY, STUDNIE, KAPLICZKI, KRZYŻE, KOŚCIÓŁKI, MOSTKI, KŁADKI, STOGI, BROGI, SZOPY, WIATRAKI, KUŹNIE... Po prostu - piękno swoiste i swojskie. Piękno - niestety - odchodzące..."
Jego charakterystyczna postać w czarnej pelerynie i berecie była znana wielu zgierzanom.
Lista dokonań pana Jerzego jest ogromna - projektant, dokumentalista. Działał nie tylko w Zgierzu, ale w całej Polsce.
Jednocześnie bardzo rodzinny, żonaty, ojciec czworga dzieci i doskonały sąsiad. Zmarł 22.11.1991 r.
Nazwę nadano ulicy 4 XI 1997 r.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 29 (20.07.-02.08.2010 r.)
Pewnego rodzaju ciekawostką jest, że ci którzy budowali (i zbudowali) w 1821 r. Nowy Zgierz nie mają "swych" ulic (za wyjątkiem Juliusza Borsta, ale była to "tylko" ulica Juliusza. Dwaj ludzie, którzy włókienniczemu Zgierzowi dali przemysł chemiczny, mają swe ulice. Z przerwami. Po wojnie miejscowi komuniści w walce ze wszystkim, co polskie, znieśli te nazwy. Dopiero po 1990 r. nazwy te powróciły.
Dzisiejsza ulica Jana Śniechowskiego to dawny "wygon dla bydła", później ulica Konstantynowska (w odróżnieniu od "szosy Konstantynowskiej"), Mieczysława Niedziałkowskiego, Feliksa Dzierżyńskiego. Podobno przed wojną przez krótki czas imię Jana Śniechowskiego nosiła dzisiejsza ulica Andrzeja Struga. Informacji tej nie potwierdziłem w żadnych źródłach i podaję tylko dla porządku.
Jan Śniechowski urodził się 8 XII 1851 r. na ziemi płockiej, w Pogorzeli, w rodzinie ziemiańskiej. Po ukończeniu płockiego gimnazjum kształcił się w słynnej Ecol des Ponts et Chausses (Szkole Dróg i Mostów) w Paryżu, którą ukończył z tytułem inżyniera w 1877 r.
Do Łodzi przybył w roku 1866, spotkał się tu m.in. z Władysławem Reymontem. Zafascynowany produkcją barwników rozpoczął najpierw ich amatorską produkcję we własnym mieszkaniu. Jako pras filtracyjnych używał prześcieradeł. Jego umiejętności i wiedza spowodowały powstanie niewielkiej firmy produkującej barwniki. Po rozstaniu ze wspólnikiem (podobno przyczyną stał się romans naszego bohatera z żoną przemysłowca), wspólnie z poznanym Janem Hordliczką otworzył nową firmę w Zgierzu, przy Zegrzańskiej (Pańskiej) 6 (dziś ul. gen. J. H. Dąbrowskiego). To tu zaczęto produkować między innym "czerń Boruty", od której to nazwy wzięto nazwę późniejszego zakładu.
Problemy - dziś byśmy powiedzieli ochrony środowiska - spowodowały przeniesienie zakładu za miasto. Firma nosiła różne nazwy. W 1914 roku Niemcy zajmując Zgierz za najważniejszy problem uważali zniszczenie zakładu, który już stawał się konkurencją dla niemieckich koncernów. Zniszczyć - to najlepiej podpalić. I tak zrobiono, tylko przez pomyłkę spalono fabrykę włókienniczą Maxa (tam, gdzie są dziś tzw. "bloki Boruty").
Jan Śniechowski znalazł się w Rosji. Po powrocie w 1919 r. przystąpił do odtwarzania firmy. W 1920 r. utworzono nową spółkę "Przemysł Chemiczny w Polsce". W jej władzach był nasz bohater.
Umarł w Grudziądzu w roku 1922. Pochowany jest na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Podobno znajomość z W. Reymontem zaowocowała w ten sposób, że Karol Borowiecki z "Ziemi Obiecanej" to właśnie Jan Śniechowski.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 31 (03.-16.08.2010 r.)
Kolejny zgierzanin nie z urodzenia, ale z wyboru. Stanisław Alfons Pieczyrak był łodzianinem. Urodził się 16 IX 1901 r. Chodził do szkół w Łodzi i Zgierzu. Ze względu na chorobę ojca przerwał naukę i rozpoczął pracę w jego zakładzie elektrotechnicznym. W 1918 roku wziął udział w rozbrajaniu Niemców. Po odbyciu służby wojskowej, zdobył kwalifikacje elektrotechnika i otworzył własny zakład instalacyjny wraz ze sklepem z materiałami radiowo-technicznymi w Zgierzu.
Brał czynny udział w życiu politycznym. Był członkiem PPS, organizował Towarzystwo Uniwersytetów Robotniczych "Siła". W 1933 r. został prezesem Stowarzyszenia Kupców i Przemysłowców w Zgierzu. Był członkiem Cechu i Izby Przemysłowo Handlowej w Łodzi. Odznaczony został Srebrnym Krzyżem Zasługi.
W czasie wojny 1939, dotarł do Warszawy i tam jako podporucznik walczył w oddziałach samoobrony. Po krótkim pobycie w niewoli wrócił do Zgierza W 1942 zagrożony aresztowaniem za działalność konspiracyjną, przeniósł się z żoną Jadwigą i dwiema córkami do Warszawy. Jego mieszkanie stało się miejscem wykładów tajnej podchorążówki oraz punktem kontaktowym dla cichociemnych. W Warszawie pracował jako ekspedient pod nazwiskiem Mieczysława Ślaskiego.
Utrzymywał kontakty ze zgierzanami i wielu ułatwił podejmowanie działań konspiracyjnych. W Powstaniu Warszawskim walczył pod pseudonimem "Zgrzyt" w batalionie "Dzik". Był dowódcą plutonu i kompanii. Odznaczony Krzyżem Walecznych. W kilku książkach autorzy wspominają jego działalność. W powstaniu walczył z całą rodziną, żoną i córkami.
Po wyjściu z niewoli, wrócił w 1945 r. do Zgierza. Został radnym i prowadził własny zakład. Oczywiście stanowił zagrożenie dla zgierskich komunistów. Ciągle był przesłuchiwany w Zgierzu i w Łodzi. Dręczono całą jego rodzinę.
Stanisław Pieczyrak umarł nagle 11 sierpnia 1949 r. Pochowany jest na Starym Cmentarzu w Zgierzu.
Ulica jego imienia znajduje się na Przybyłowie, to dawna J. Marchlewskiego.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 33 (17.-30.08.2010 r.)
Ulica na Nowym Mieście. Dawna Średnia, Bolesława Limanowskiego i po wojnie K. Paryskiej - tak pisano na tabliczkach. Zastanawiałem się czy Krystyny czy Katarzyny? Nota bene słowo Komuna to absurd - commune znaczy dosłownie gmina, a Komuna miasta Paryża to po prostu gmina (wspólnota) miasta Paryża. Komuniści polscy uważali chyba, że Komuna Paryska skojarzy się z komunizmem. Dziś ulica ta nosi imię ks. Sz. Rembowskiego.
Kolejny zgierzanin nie z urodzenia, ale z wyboru. Ksiądz prałat Szczepan Rembowski urodził się 9 XII 1905 r. w Łodzi, na Widzewie. Po ukończeniu szkoły podstawowej i gimnazjum, rozpoczął naukę w Seminarium Duchownym w Łucku. Maturę otrzymał w 1928 r. Odbył roczną służbę wojskową. W 1928 r. został wyświęcony przez biskupa łódzkiego Wincentego Tymienieckiego na diakona. Pracował na parafii w Rzgowie.
W końcu sierpnia 1939 r. został zmobilizowany i jako kapelan brał udział w wojnie obronnej. Przedostał się na Węgry. Przez Chorwację dotarł do Francji i tam, w stopniu kapitana, otrzymał przydział do tworzącej się armii polskiej. Było to 16 V 1940 r.
Po klęsce Francji przedostał się do Wielkiej Brytanii. Otrzymał przydział do Pułku Pancernego (3. Batalion Kawalerii Motorowej). Pełnił także opiekę duszpasterską w szpitalach angielskich.
Kolejny przydział to praca w 16. Brygadzie Czołgów, a następnie pełnił funkcję starszego kapelana w 1. Dywizji gen. Stanisława Maczka.
Przeszedł z nią cały szlak bojowy od Failes do Wilhelmshaven. W czasie walk wynosił rannych z pola ostrzału. Został odznaczony Krzyżem Zasługi z Mieczami i Orderem Virtuti Militari V klasy. W dniach 18-19 VIII 1944 r. ratując rannych, ze szpitala polowego będącego pod ciągłym ostrzałem ślubował, że jeśli przeżyje wybuduje w Polsce kościół.
Był niezwykle popularny wśród żołnierzy. Do dziś są cytowane fragmenty jego kazań: "bohaterowie spod Narwiku, kiedy z woli Boga wrócicie do Polski, na rękach was rodacy nosić będą, ale nie za wasze bohaterstwo, jeno i z powodu reumatyzmu, któregoście się w tamtejszym klimacie nabawili..."
Po demobilizacji wrócił do Polski i w grudniu 1946 roku objął parafię w Leźnicy Wielkiej. Po roku pracy został skierowany do Zgierza. Miał zorganizować nową parafię, którą erygowano 17 kwietnia 1948 roku. Pierwszy kościół, to stary hangar znad Odry. Dzięki "znajomościom" w sferach wojskowych został przewieziony do Zgierza i przez wiele lat służył parafianom.
Ksiądz Rembowski był także katechetą, ułożył tekst pieśni "O Matko Boża Dobrej Rady". Był także organizatorem pierwszej pielgrzymki parafialnej na Jasną Górę. To przyniosło mu ogromną popularność wśród parafian, a jednocześnie restrykcje aparatu administracyjnego i partyjnego. W rezultacie tych działań został aresztowany i "zabrany" ze Zgierza. Wrócił w 1957 roku i jeszcze późną jesienią rozpoczął budowę nowego kościoła. Wypełnił swe ślubowanie.
Piękny kościół, który projektował zgierzanin, inż. Zygmunt Michałowski, stanął w 1961 r.
Ksiądz Rembowski przeniesiony został do Łodzi. Tu w parafii św. Antoniego budował dom parafialny. Na emeryturę przeszedł w roku 1969. Umarł 20 IX 1972 r. Pochowany został w rodzinnym grobie na Zarzewie.
Całe swoje życie poświęcił Bogu i Ojczyźnie.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 36 (07.-13.10.2010 r.)
Ulica Władysława Rząba to część wcześniejszej ul. Arkadiusza Musierowicza. Nazwę nadano 28 stycznia 2005 r.
Władysław Rząb urodził się w Zgierzu w 1910 r. Pochodził z biednej rodziny. Miał trudne dzieciństwo i młodość. Od małego dziecka przejawiał talent malarski. Pierwsze próby to kopiowanie obrazów batalistycznych.
Pracował w wielu zawodach. Dopiero po wojnie otrzymał stypendium i przez 3 lata uczył się w pracowni malarskiej prof. Adama Rychtarskiego. Mimo to, formalnie wobec ówczesnych przepisów był amatorem. Przez wiele lat, choć doceniano jego osiągnięcia, nie mógł zostać członkiem Polskiego Związku Artystów Plastyków. Nastąpiło to dopiero w 1986 r.
W kraju czyniono mu trudności, natomiast jego twórczością interesowano się za granicami Polski. Tamtejszych znawców sztuki nie interesowało czy artysta ma "papiery" czy nie ma. Oceniano jego dzieła.
Twórczość Władysława Rząba nie jest najłatwiejsza. Ma zdecydowanych zwolenników i przeciwników. Jest jednak "coś" w jego twórczości, co zwraca uwagę.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że on, jako jeden z pierwszych, promował na świecie nasze miasto. Na wielu obrazach sprzedanych zagranicę tematem są zgierzanie i zgierzanki na tle swego miasta.
Był człowiekiem skromnym i uczynnym. Zmarł w 1992 roku.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 37 (14.-20.10.2010 r.)
Boczna ulica (uliczka) od Aleksandrowskiej. Przechodzi przez środek gruntów należących od przeszło stu lat do rodziny Skupińskich (czasami pisanych Skupieńskich). W momencie podziału gruntów rodzinnych spadkobiercy wystąpili do władz miasta z propozycją nazwania tej "rodzinnej" uliczki nazwiskiem swego protoplasty.
Roman Skupiński urodził się w Tumie pod Łęczycą. Pochodził z wielodzietnej rodziny, która przyjęła zasadę, że chłopcy mieli zdobyć wykształcenie, a dziewczyny miały być dobrymi gospodyniami. I tak było. Rolnicy, nauczyciel, profesor Uniwersytetu Łódzkiego (przed wojną Warszawskiego), kapelmistrz orkiestry wojskowej.
Roman ukończył seminarium nauczycielskie i rozpoczął po ślubie z Wiktorią Wojciechowską pracę w zawodzie nauczyciela koło Łęczycy. W 1908 roku za namową swej siostry Heleny, która została żoną Ignacego Piaskowskiego, kupił 10. hektarowe gospodarstwo w Piaskowicach (dziś część m. Zgierza). Po osiedleniu się rozpoczął starania o utworzenie w Piaskowicach szkoły początkowej. Starania zostały uwieńczone sukcesem. Tuż przed I wojną światową, w 1913 r. władze carskie zezwoliły na otwarcie w Piaskowicach czterodziałowej szkoły powszechnej. Roman Skupiński został w niej nauczycielem. Oprócz pracy w szkole działał także społecznie. Był współzałożycielem Ochotniczej Straży Pożarnej w Piaskowicach a także orkiestry przy tej straży. Potrzebne instrumenty nabyto po zlikwidowanej orkiestrze mariawickiej. Orkiestra występowała bardzo często w Zgierzu i okolicznych miejscowościach uświetniając różne uroczystości kościelne i świeckie. Zorganizował także chór i zespół sceniczny.
W listopadzie 1918 r. wraz z Ignacym Piaskowskim, Stanisławem Lewym z Jastrzębia Dolnego (późniejszym posłem na Sejm Ustawodawczy), Władysławem Walczakiem i Teofilem Bełdowskim z Aniołowa kierował akcją rozbrajania Niemców na terenie gminy Nakielnica. Wszedł także w skład pierwszej Rady Gminnej (w Nakielnicy) w Odrodzonej Ojczyźnie.
Małżonkowie Roman i Wiktoria dochowali się dwanaściorga dzieci: Wiktora, Feliksy, Alojzego, Tomasza, Jadwigi, Heleny, Michała, Romana, Wiktorii, Józefa, Wojciecha i Stanisława. Roman zmarł 22 III 1921 roku mając 47 lat.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 38 (21.-27.10.2010 r.)
Praktycznie z ulic, których nazwy są związane z nazwiskami zgierzanek lub zgierzan, pozostała jedna - ulica Wandy Węgierskiej. Mała uliczka na Przybyłowie, dawniej Janka Krasickiego.
Przykro mi, ale na dziś mam bardzo niewiele informacji o bohaterce. Mieszkała na Chełmach, do szkół chodziła w Łodzi. Była harcerką, wybitną agentką tzw. dalekiego wywiadu AK. Została schwytana i po procesie ścięta toporem w Berlinie w 1943 r. Postaram się zdobyć więcej informacji na Jej temat i natychmiast je przekażę Państwu. Pamiętam, że w latach 90. przedstawicielom rodziny Wandy wręczone zostało w Zgierzu odznaczenie pośmiertne, a na kościele pod wezwaniem Matki Bożej Dobrej Rady jest tablica poświęcona Jej pamięci.
Pozostały jeszcze ulice bardzo pośrednio związane z mieszkańcami naszego miasta. Jedną z takich ulic była ul. Juliusza. Bez nazwiska, ale chodziło o Juliusza Borsta i wiodła ona do jego pałacyku zwanego Augustówką. Augusta to imię żony J. Borsta. Ulica dziś nazywa się Kazimierza Pułaskiego.
Są jeszcze dwie ulice związane z nazwiskami zgierzan. Jedna to Grudzińska, prawdopodobnie od nazwiska właściciela ziemi, na której dokonano podziału na działki. Pierwsza ulica po lewej stronie za mostem kolejowym na Proboszczewicach (wydaje mi się, że wtedy był to jednak Zgierz). Druga ulica tego typu to podobno Trojańska. Nie ma niczego wspólnego ze starożytną Grecją, a nazwa jej pochodzi od zgierskiego nazwiska Trojak. Też nastąpił podział i ówczesny geodeta miejski zaproponował taką nazwę.
Na koniec "zgierskich" nazw nasuwa mi się taka refleksja. Mieliśmy wiele osób godnych by pamięć o Nich została wśród zgierzan zachowana. Tak się jakoś dziwnie składa, że bardzo często wybierane są nazwiska osób na pewno zasłużonych, ale ze Zgierzem nie mających nic wspólnego. A przecież postacie ks. Jana Cesarza, wieloletniego proboszcza zamordowanego w obozie koncentracyjnym, ks. prof. Antoniego Roszkowskiego, ostatniego proboszcza przed wrześniem 1939 r., który zginął w czasie nalotu niemieckiego, ks. biskupa Józefa Joachima Goldtmana, niezwykle zasłużonego dla powstania przemysłowego Zgierza, czy ks. Antoniego Gabryelskiego, przeciwko któremu socjaliści drukowali ulotki - wszyscy oni zasługują na wyróżnienie. Byli także duchowni innych wyznań: ks. Ernest Wilhelm Bursche, ks. Karol Serini, czy zamordowany w obozie za polskość ks. Aleksander Falzmann. Przewodniczący gminy żydowskiej Isucher Szwarc, wieloletni radny miejski i członek Zarządu Miasta. Poeta żydowski Dawid Friszman, czy niedawno zmarły w Kanadzie Jehuda Elberg to także zgierzanie.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 39 (28.09.-04.10.2010 r.)
Pozostało jeszcze kilka nazw ulic, których bohaterowie w dość luźny sposób związani są ze Zgierzem. Jedną z takich postaci jest Józef Mirecki - Montwiłł. Niewielka uliczka na Przybyłowie. Nazwę ulicy nadano jeszcze przed wojną, z tym, że wtedy nazywała się "Józefa Mireckiego - Montwiłła". Po wojnie zostawiono tylko nazwisko.
Józef Anastazy Mirecki ps. Montwiłł urodził się w 1879 r. Od 1900 r. był członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. Wielokrotnie aresztowany i skazywany na areszt, a nawet na zsyłkę na Syberię. Uciekł z zesłania i podjął działalność w Organizacji Bojowej PPS. Kierował wieloma akcjami partii. Jako szef okręgu łódzkiego zorganizował słynną akcję pod Rogowem na wagon pocztowy. Było to 12 października 1906 r.
I tu zaczyna się "zgierski" fragment. Mirecki wraz z zabranymi pieniędzmi dotarł zarekwirowaną bryczką do Strykowa i stamtąd do Zgierza, a w zasadzie do jego przedmieścia Przybyłowa. Pozostawił bryczkę u jakiegoś gospodarza, a sam (wraz z towarzyszem) udał się na przystanek tramwajowy i tramwajem dotarł do Łodzi.
Policja carska jeszcze nie zablokowała tego dojazdu. Uczyniła to dopiero po meldunku gospodarza z Przybyłowa. 27 XI 1907 r. został schwytany i skazany na śmierć. 9 X 1908 r. został stracony na stokach Cytadeli.
Zastanawia mnie jedno. Nazwę ulicy nadano w okresie międzywojennym. Żyli jeszcze ludzie, którzy pamiętali te wydarzenia. Czy to była ta uliczka? Chyba nie, bo podział na działki nastąpił dopiero w okresie międzywojennym. Natomiast na pewno była droga polna o charakterze raczej miedzy. Z kolei donosiciel mieszkał bardziej na zachód od dzisiejszej ulicy J. Mireckiego, przy ówczesnej Starostrykowskiej czyli dzisiejszej ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Razem działali dla Niepodległej. I u nas w Zgierzu znów są obok siebie.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 40 (05.-11.10.2010 r.)
Ulica Stanisława Staszica. Gdzieś pomiędzy Bazylijską a Łęczycką. 150 lat trzeba było czekać, by w 1971 roku powstała ulica nosząca imię człowieka, dzięki któremu (między innymi) powstał przemysłowy Zgierz. Nie było, co prawda Stanisława Staszica przed 1821 rokiem w Zgierzu, ale w jego sprawozdaniach często Zgierz znajdujemy.
Latem 1825 roku Stanisław Staszic odwiedził Zgierz. Nocował w domu Jana Fryderyka Zacherta przy Nowym Rynku (dziś Plac Jana Kilińskiego). Ciekawostką jest fakt, że to właśnie Stanisław Staszic namówił Jana Fryderyka do osiedlenia się i zainwestowania w Zgierzu.
Kim był? Stanisław Wawrzyniec Staszic urodził się w 1755 r. w Pile. Zmarł 20 stycznia 1826 r. w Warszawie. Był księdzem, z tym, że przez ostatnie 20 lat życia nie nosił sutanny i nie pełnił posługi duszpasterskiej. Staszic był jednym z czołowych reformatorów i uczonych polskiego oświecenia. Był także filozofem, pisarzem, publicystą, tłumaczem. Zajmował się także geografią i geologią. Działał na rzecz poprawy położenia chłopów. Zwolennik gruntownych reform systemowych w I Rzeczypospolitej, w okresie Sejmu Wielkiego. Prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Współzakładał uczelnie wyższe. Pełnił także funkcje państwowe. Działał w Izbie Edukacyjnej i Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
W latach 1816-1824 pełnił funkcję dyrektora generalnego Wydziału Przemysłu i Kunsztów Królestwa Kongresowego, stąd między innym jego zainteresowanie Zgierzem.
Dość dziwne wydaje się lekceważenie i złośliwe określanie go jako antysemitę w najnowszej publikacji o zgierskich Żydach. Człowieka, który był mecenasem i promotorem genialnego wynalazcy Abrahama Sterna. Cały swój majątek przeznaczył na cele charytatywne.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 41 (12.-18.10.2010 r.)
"W bliskości miasta Ozórkowa i dotychczasowej kolonji Aleksandrów znajduje się miasto Zgierz, na trakcie z Łęczycy do Piotrkowa prowadzącym, wśród borów, w tejże samej posępnej okolicy, ale w gruntach nieco urodzajniejszych nad rzeką Bzurą położone, którego teraźniejsi mieszkańcy są tylko albo rolnicy, albo Żydzi. Kształt miasta nieforemny, rozrzucone i w złym stanie domy, bez targów i jarmarków, chociaż nie brak mu na przywilejach, w ogólności na nazwisko miasta nie zasługujące. W roku zeszłym naszło tam 60 przeszło z różnych stron zagranicznych fabrykantów, szukających pomieszczenia; gdy placów od mieszczan zakupić nie mogli, udali się oni do Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Policji o rozdanie onym rządowego folwarku Zagrzanki, miasta rzeczonego dotykającego, a w dzierżawnej zostającego posesji."
Są to słowa z opisu Zgierza podczas lipcowej wizyty Rajmunda Rembielińskiego w 1820 r. "Fabrykantów" wtedy zostało tylko 15.
Nieco dalej znajdujemy tekst następujący:
"Wdawszy się z pozostałymi w rozmowę, roztrząsnąłem skrupulatnie na miejscu wszelkie ich żądania i propozycje, a z tych przekonałem się, że i ci, co jeszcze pozostali, i ci, którzy za granicą na zapewnienie miejsc z przeniesieniem do naszego kraju ociągają się, radziby w Zgierzu, jako królewskiem mieście i w dogodnej, podług ich twierdzenia, okolicy osiąść. ...Prawda, że folwark Zagrzanki w bliskości miasta jest położony, lecz go pas pola miejskiego od miasta przedziela. Na tem właśnie miejscu można by trzy nowe paralelne ulice dla fabrykantów założyć z nadaniem każdemu półtorej morgi chełmińskiej placu, które wszystkie miałby z miastem komunikacją. Zgromadziłem właścicieli tych gruntów, mieszczan tamtejszych, i, przedstawiwszy onym korzyści, z osadzenia fabrykantów dla nich samych wynikające, zwłaszcza, że zaprowadzeniem targów i jarmarków ich także zarobki powiększą się, a dzieci, teraz po większej części próżnujące, do rękodzielników na naukę będą mogły być oddawanemi i że nakoniec wartość ich posiadłości w mieście w cenie podniesie się, - znalazłem ich gotowymi do odstąpienia tej potrzebnej części gruntu, a to w zamian za kawałki gruntów i łąk rządowych do folwarku Zagrzanki należących, Kargulec i Kossówka zwanych, które, po drugiej stronie miasta odległe od rzeczonego folwarku położone, bez skrzywdzenia onego mogłyby być przez Komisją Rządową Przychodów i Skarbu odstąpione. Ileby te nomenklatury do wynadgrodzenia właścicieli miejskich nie wystarczały, kawałki gruntów rozrzucone przez Kasę Miejską dzierżawionych zamianę dopełnićby mogły. Tym sposobem można by uformować kilkadziesiąt placów, do nowego zabudowania zdolnych, i te kolejne ochotnikom rękodzielnikom rozdawać; ale tak je wprzód przygotować należy, ażeby nie rękodzielnicy, pojedyńczo przybywający, na przeznaczenie onych, lecz place na ochotników oczekiwały."
Tak działał Rajmund Rembieliński urodzony w 1775 r., działacz polityczny i gospodarczy w okresie autonomii Królestwa Polskiego.
Wszechstronnie wykształcony, brał czynny udział w insurekcji kościuszkowskiej. W armii księcia Józefa Poniatowskiego pełnił funkcję głównego intendenta. Był doskonałym organizatorem. Od 1815 roku przez 16 lat pełnił funkcję Prezesa Komisji Województwa Mazowieckiego, czyli dzisiejszym wojewodą. Dla nas zgierzan najważniejszy jest w jego działalności ten właśnie okres. To dzięki niemu w 1821 roku spisano słynną "umowę zgierską" - regulującą sprawy osadnicze i będącą wzorem dla sąsiednich miast.
W sprawozdaniu za 1823 rok tak pisze o naszym mieście: "Utworzona w roku 1821 nowa osada sukiennicza przy mieście Zgierzu po drugiej stronie rzeki Bzury, z połączeniem onej za wysypaniem stosownych grobel komunikacyjnych z starem miastem, w roku dopiero upłynionym, wyznać należy, w całej swej okazałości kwitnąć rozpoczęła, a tem samem na zawsze ugruntowaną została."
Ulica nosząca imię Rajmunda Rembielińskiego leży na Rudunkach, wcześniej nosiła nazwę PKWN.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 42 (19.-25.10.2010 r.)
Jest taka ulica na Przybyłowie, prawie, że przedłużenie ul. 1. Maja. Nazwę nadano jej w 1973 r. Nosi nazwisko Bolesława Czerwieńskiego. Konia z rzędem temu, kto wie, kto to był. Lwowianin. Żył krótko, 37 lat. Urodził się w roku 1851. 3 kwietnia i tegoż dnia i miesiąca, ale w roku 1888 zmarł. Poeta i działacz socjalistyczny. Jego najbardziej znanym utworem jest napisana w 1882 roku pieśń. Rok później przyjęto ją jako hymn polskiego proletariatu. Pieśń zaczyna się słowami:
"Krew naszą długo leją katy,
wciąż płyną ludu gorzkie łzy."
A dalej...
"Dalej więc, dalej więc, wznieśmy śpiew,
Nasz sztandar płynie ponad trony.
Niesie on zemsty grom, ludu gniew,
Przyszłości rzucając siew,
A kolor jego jest czerwony,
Bo na nim robotnicza krew."
Jest to oczywiście "Czerwony Sztandar".
Pewnego rodzaju dodatkową ciekawostką jest fakt, że na tymże Przybyłowie już przed wojną powstały ulice o nazwach "Czerwona" i "Karola". Ta ostatnia niewątpliwie w domyśle "Marksa".
Jest jeszcze przynajmniej kilka ulic z nazwiskami socjalistycznych działaczy.
Marcina Kasparzaka - działacza i drukarza, współpracownika Róży Luksemburg, (co nie świadczy o nim najlepiej), podejrzewanego o współpracę z policją, co okazało się nieprawdą, straconego na stokach Cytadeli Warszawskiej w 1905 r.
Mamy jeszcze ulice z nazwiskami tych, którzy zginęli wraz z Janem Pietrusińskim. "Piotra Bardowskiego", "Michała Ossowskiego" i "Stanisława Kunickiego". Jest ulica "Henryka Barona".
No cóż, gdyby tak dokładnie przypatrzeć się życiorysom, to nie wiem czy niektóre osoby zasługiwałyby na nazwę ulicy w prawie sześćdziesięciotysięcznym mieście.
Maciej Wierzbowski
Na podst. "ITZ" Nr 44 (02.-08.11.2010 r.)
W zasadzie wyczerpałem informacje o zgierzanach, których nazwiska figurują na tabliczkach z nazwami ulic. Nie jest ich wielu, a szkoda. W jakimś pseudo patriotycznym amoku wymyślamy nazwiska ludzi, skądinąd na pewno zasłużonych, ale ze Zgierzem nie mających nic wspólnego. Nie nawołuję do zmiany nazw ulic. Jest to dość uciążliwe dla mieszkańców, choć cudowne dla niektórych radnych. Ci pierwsi mają mnóstwo administracyjnych kłopotów, ci drudzy mogą się w czasie dyskusji popisać swą elokwencją.
Chciałbym jeszcze raz przypomnieć, że mamy wiele postaci, o których pamięć nie powinna zaginąć. Jeżeli Marek Szwarc, największy artysta jakiego miasto Zgierz wydało, którego dzieła znajdują się w największych muzeach świata, nie ma w Zgierzu własnej ulicy, to chyba trochę nie tak. Jeżeli Aleksander Falzmann, kapłan, ginie w obozie koncentracyjnym za to, że jest Polakiem, a miasto nie chce go uczcić choć w taki sposób, to chyba trochę nie tak. I tak można by przytoczyć jeszcze wiele nazwisk obojga płci i wielu wyznań.
W następnych odcinkach nie odejdę od tematów "ulicznych". Jest jeszcze dużo ciekawostek.
Maciej Wierzbowski